Jakby mi ktoś kiedyś powiedział, że będę jadła pasztet sojowy i na dodatek będzie mi smakował, chyba nie uwierzyłabym. Od dziecka miałam uprzedzenie do tego smarowidła. Pamiętam jak mama pierwszy raz kupiła, po prostu z ciekawości. A ja z ciekawości spróbowałam.
I wtedy własnie się zaczęła moja niechęć do pasztetu sojowego, który był naprawdę niesmaczny lekko mówiąc.
Pewnie nigdy bym się nie zastanawiała nad ponownym wypróbowaniem tego smarowidła jakby nie znajomy, który postanowił obdarować mnie woreczkiem ziarenek soi.
Długo szukałam przepisu, żeby jakoś ją wykorzystać i wpadłam na ten pasztet na blogu Liski. Na zdjęciach wyglądał niesamowicie apetycznie i sobie pomyślałam, że jednak zmierzę się z moją odwieczną niechęcią do niego tłumacząc sobie, że domowy nie może być taki zły.
I nie myliłam się, bo jest pyszny. Choć nie wierzę, że to piszę, ale rzeczywiście jest PYSZNY!
Ostatnio pokochałam pastę z fasoli, ale powiem szczerze, że to smarowidło wcale od niej nie odstaje. Polecam, wypróbujcie!
SKŁADNIKI:
dzień wcześniej:
- 250 g soi moczymy w wodzie w proporcjach 3:1
na drugi dzień do 1/2 litra wrzątku dodajemy:
- szczypta tymianku
- pół małej marchewki pokrojonej na mniejsze części
- szczypta kminku
- 1 duży liść laurowy
- 2 ziarna ziela angielskiego
- 1/2 łyżeczki curry łagodnego
- szczypta oregano
- kilka kropli soku z cytryny
- 1/2 łyżeczki majeranku
Gotujemy do miękkości około 2 godziny. Wyjmujemy liść laurowy i ziele angielskie, odcedzamy na durszlaku i przekładamy do rondelka.
następnie dodajemy:
- kilka łyżek oleju rzepakowego tłoczonego na zimno + jeszcze trochę do uzyskania odpowiedniej konsystencji
- 1/2 dużej cebuli posiekanej i zeszklonej na oleju
- 2-3 szczypty świeżo mielonego czarnego pieprzu
- 2 szczypty pieprzu cayenne
- 1/2 łyżeczki łagodnego curry
- 1/2 łyżki soli czosnkowo -cebulowej (ja użyłam soli czosnkowej)
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego
- 2-3 spore szczypty majeranku
Miksujemy wszystko razem za pomocą blendera. Masa będzie gęsta i sucha, więc miksujemy dalej dolewając olej, aż uzyskamy odpowiednią konsystencję. W razie potrzeby doprawiamy kolejno: pieprzem, chilli, curry i ewentualnie solą.
Przekładamy do zamykanego pojemnika i przechowujemy w lodówce do 10 dni. Podajemy np. skropiony olejem rzepakowym i posypany czarnuszką.
Smacznego :)
Ja jestem od niego uzależniona. Robię go regularnie od 3 lat i chyba nigdy nie będę miała dość. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na kanapkowe smarowidło. Koniecznie do wypróbowania :-)
OdpowiedzUsuń