Kupiłam jakiś czas temu dwie piękne dynie, hakkaido i piżmową. Miałam co do nich zacne plany, ale i tak wyszło z nich puree. Nie wiem jak to się dzieje, że jak widze jakiś produkt to mam masę pomysłów na niego i od razu kupuję, a potem wszystko wychodzi inaczej.
Tak było też tutaj, ale to trochę przez brak czasu w ostatnich tygodniach. Puree było dla mnie idealnym wyjściem, bo można go dodać prawie do wszystkiego i może postać kilka dni w lodówce, a nawet można je zamrozić.
Najpierw dodałam troche upieczonej hakkaido do tego jaglotto, o którym już pisałam, a następnie pozostałe puree z hakkaido i trochę puree z piżmowej do tej brioszki właśnie. Skorzystałam z przepisu na Kwestii smaku.
Moja nie wyszla tak ładna, tylko rosła jak chciała w piekarniku. Może za małą forme dałam, hmm...Ale dobra była, z powidłami śliwkowymi szczególnie. A na drugi dzień w postaci tostów francuskich, naprawdę pyszna jest w takim wydaniu.
SKŁADNIKI:
- 200 g puree z upieczonej dyni
- 35 g świezych drożdży
- 100 ml ciepłego mleka
- 380 g mąki tortowej
- 60 g cukru
- szczypta soli
- 3 jajka
- 150 g miękkiego masła
- do posmarowania: 1 żółtko + 1 łyżka mleka
Drożdże kruszymy do kubka, dodajemy łyżeczkę cukru i mąki, a następnie wlewamy ciepłe mleko. Mieszamy wszystko i odstawiamy kubek do garnka z bardzo ciepłą wodą. Rozczyn powinien szybko zwiększyć swoja objętość i się spienić.
Do dużej miski przesiewamy mąkę, dodajemy cukier, sól i rozczyn z drożdży. Mieszamy wszystko mieszadłem miksera, drewnianą łyżką lub po prostu zagniatamy ręką. Nastepnie dodajemy po jednym jajku ciągle mieszając, po czym wyrabiamy ciasto mikserem lub ręką przez około 10-15 minut. Dodajemy na koniec masło i wyrabiamy razem około 5-10 minut, aż ciasto będzie gładkie, błyszczące i nie będzie kleiło się do rąk.
Do wyrobionego ciasta dodajemy puree dyniowe i zagniatamy razem, aż kolor będzie jednolity.
Przykrywamy miskę z ciastem ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około godzinę lub dłużej, do momentu, aż zwiększy swoją objętość około trzykrotnie.
Po tym czasie uderzamy pięścią w ciasto, zagniatamy jeszcze minutę i przykrywamy miskę folią.
Wkładamy ciasto do lodowki na 2 - 6 godzin lub na całą noc, tak żeby czas wyrastania nie był dłuższy niż 24 godziny.
Po wyjęciu ciasta z lodówki, zagniatamy go jeszcze chwilkę na oprószonym mąką blacie i zostawiamy na około godzinę, żeby się ociepliło.
Dwie małe foremki keksowe (23 cm) lub tak jak ja jedną tortownicę ( u mnie o średnicy 20 cm, ale weźcie większą) smarujemy tłuszczem i wykładamy papierem do pieczenia.
Kroimy ciasto na 16 równych części i z każdej formujemy okragłą bułeczkę, układamy obok siebie w przygotowanych wcześniej formach. Odstawiamy do napuszenia na około godzinę do półtorej.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Wyrośnięte bułeczki smarujemy żółtkiem roztrzepanym z mlekiem.
Wstawiamy do piekarnika i pieczemy około 20 minut, aż będą rumiane.
Jeszcze ciepłe (nie gorące) możemy jeść np. z powidłami sliwkowymi, a kolejnego dnia zrobić z nich tosty francuskie. Pycha!
Smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz