czwartek, 30 stycznia 2014

Tagliatelle z pomarańczą i wędzonym bekonem

Przepyszna wersja makaronu tagliatelle. Połączenie dyni, pomarańczy i bekonu bardzo do siebie pasuje, chociaż jak pierwszy raz spróbowałam było dla mnie zaskoczeniem. Ale pozytywnym!
 Robiłam już tak wiele razy ten makaron, aż dziwne, że nie ma go jeszcze tutaj, na blogu.
Spróbujcie i Wy! 
Skorzystałam z tego przepisu, ale zamieniłam szynkę parmeńską na bekon.



SKŁADNIKI ( 2 porcje):
  • ok. 170 g makaronu tagliatelle
  • 100 g startej dyni (użyłam dynię piżmową)
  • skórka strata z 1/2 pomarańczy + sok z całej pomarańczy
  • 1 łyżka masła
  • 100 g cienko pokrojonego wędzonego bekonu ( w oryginale szynka parmeńska)
  • 80 ml śmietanki kremówki lub śmietanki 18 %
  • sól i pieprz 
  • 1/4 szklanki startego sera typu parmezan ( ja użyłam polskiego "dziugas" )
Makaron gotujemy wg przepisu na opakowanie, al dente. Odcedzamy zachowując 1/4 szklanki wody z makaronu.
W samym czasie, gdy makaron nam się gotuje, roztapiamy łyżkę masła, wkładamy pokrojony bekon i smażymy, aż stanie się chrupiący i zrumieniony. Zdejmujemy gotowy bekon z patelni, wkładamy kolejną łyżkę masła i dodajemy startą dynię. Doprawiamy ją solą i pieprzem i smażymy około 5 minut, ma być miękka i lekko zrumieniona. Wkładamy ponownie bekon na patelnię, wlewamy wodę z makaronu, sok i skórkę z pomarańczy, śmietankę. Mieszamy i chwilę gotujemy. Następnie wkładamy makaron, mieszamy i podgrzewamy około minuty, aż sos zgęstnieje. Doprawiamy gotowy makaron solą i pieprzem, posypujemy startym serem.

Smacznego :)



wtorek, 28 stycznia 2014

Prosty jabłecznik z rodzynkami

Tym razem coś prostego i klasycznego. Można powiedzieć, że to takie codzienne ciasto, które można zrobić bardzo szybko i ze składników które zazwyczaj mamy już w domu. A jeśli nawet nie mamy to co za problem zastąpić niektóre składniki innymi, podobnymi ?
Przepis od Nigelli z książki "Jak być domową boginią".

PS: Zapraszam na stronę naszego lubelskiego Slow Food (klik), ostatnio dość prężnie działamy:) Kto wie może niedługo będziemy już formalną grupą. 
Tutaj możecie też zobaczyć reportaż o nas (klik).




SKŁADNIKI:
  • 100 g rodzynek
  • 75 g rumu (lub wody)
  • 150 ml oleju z orzechów włoskich (lub np. słonecznikowego)
  • 200 g cukru
  • 2 duże jajka
  • 350 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1 i 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 450 g jabłek, obranych i pokrojonych w drobną kostkę
  • skórka otarta z jednej cytryny
  • opcjonalnie: 100 g posiekanych orzechów włoskich
Rodzynki wkładamy do rondelka i zalewamy rumem lub wodą. Doprowadzamy do wrzenia i odstawiamy z ognia, rodzynki powinny nam ładnie napęcznieć. Piekarnik nastawiamy na 180 stopni. Tortownice o średnicy 20 cm smarujemy masłem i wysypujemy mąką.
Olej z cukrem ucieramy za pomocą miksera w misce i dodajemy po jednym jajku, ciągle miksując, aż powstanie nam gładka, jasna masa. Dodajemy stopniowo sypkie składniki do jajecznej masy i mieszamy delikatnie łyżką. Na koniec dodajemy skórkę z cytryny, jabłka, rodzynki i ewentualnie orzechy włoskie, mieszamy wszystko.
Przekładamy gęste ciasto do wcześniej przygotowanej formy, wyrównujemy powierzchnię. Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy około godziny do suchego patyczka. Studzimy w formie około 10 minut, a następnie wyciągamy i pozostawiamy do całkowitego wystygnięcia. Podajemy posypane cukrem pudrem. 

Smacznego:)



Źródło:

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Pesto z jarmużu

Ostatnio czas mnie goni ze wszystkim, a ja jak zwykle za dużo rzeczy biorę sobie na głowę. I to stanowczo za dużo. Nie potrafię sobie zaplanować czasu tak, żeby mieć więcej wolnego, zawsze wypełniam kalendarz po brzegi, a później narzekam, że się nie wyrabiam. 
Tak samo mam jeżeli chodzi o gotowanie, zawsze planuję sobie masę potraw do gotowania i później fotografowania tego co przygotowałam. Ciągle mam zaległe posty i nie wiem kiedy to się ustabilizuje, jak tak dalej pójdzie :) 
W tym tygodniu chcę zatrzymać się na chwilę, powrócić do dań które już kiedyś robiłam i przypomnieć sobie jakie są pyszne, bez zbędnego zamieszania z fotografią. Taka przerwa mi się przyda po ostatnich szalonych tygodniach z aparatem w rękach. Kocham fotografować, gotować, ale trzeba nadrobić zaległości, żeby w końcu nie wstawiać potrawy którą jadłam miesiąc temu. Zapomnę z tego wszystkiego jak smakowała ! 
Chociaż smak tego pesto ciężko jest zapomnieć, jest wyśmienite i takie... polskie, bo z jarmużu. Pyszny i zdrowy, ostatnio coraz bardziej modny, co widać na blogach i nie tylko. Cieszy mnie to, bo to zapomniane warzywo, a tak może w kolejnym sezonie będzie bardziej dostępne niż dotychczas. 
A pesto wypróbujcie koniecznie z makaronem,  a może po prostu posmarujcie nim kromkę chleba. Nie ważne jak je podacie, i tak będzie wyborne :)
Zapomniałabym: inspirowałam się przepisem z bloga Pomysłowe Pieczenie





SKŁADNIKI:

  • 125 g liści jarmużu, bez twardych części ( użyłam połowę zielonego, a połowę fioletowego)
  • 1/2 papryczki chili bez pestek
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/2 szklanki pestek słonecznika
  • 1/3 szklanki startego twardego sera (ja użyłam polskiego sera dziugas, ale może być również parmezan albo grana padano)
  • sok z połowy cytryny
  • szczypta soli
  • ok.150 ml oliwy z oliwek
Umyty jarmuż kroimy na mniejsze kawałki. Słonecznik lekko prażymy na suchej patelni. 
Wszystkie składniki umieszczamy w blenderze, oprócz oliwy. Miksujemy i stopniowo dolewamy oliwę, aż otrzymamy odpowiednią konsystencję.
Gotowe pesto przechowujemy w lodówce w zamkniętym słoiku. Dość długo utrzymuje świeżość i jest smaczne.
Propozycja podania: Mieszamy 2/3 przygotowanego pesto z makaronem ugotowanym all dente (ilość na około 2 porcje, u mnie 180 g przed ugotowaniem) i opcjonalnie kawałkami usmażonej piersi z kurczaka.
A na kolację lub śniadanie smarujemy pesto na świeżym chlebie 

Smacznego :)





sobota, 25 stycznia 2014

Ciasto na pizze - najlepsze!

Absolutnie genialne! A wszystko za sprawą długiego leżakowania w lodówce. Pizzę można dopiero upiec po minimum 24 godzinnym wyrastaniu ciasta, ale jest warta czekania. Przepis znalazłam na Kwestii Smaku.
Co prawda ja nie zrobiłam klasycznej pizzy z sosem pomidorowym, mozzarellą i dodatkami tylko postanowiłam trochę poeksperymentować. Zobaczcie niżej :)



Moja pierwsza propozycja to cienka pizza z konfiturą z karmelizowanej cebuli, białym serem niedojrzewającym z zielonym pieprzem z Mlecznej Drogi, odrobiną startego żółtego sera bursztyn i jajkiem w środku każdej porcji. Na upieczone już pizze dołożyłam świeżą roszponkę. 
Przy dobieraniu składników inspirowałam tym przepisem z bloga Gotuje, bo lubi.
Te dwie małe pizze piekłam już po 24 godzinach wyrastania ciasta. 



Druga pizza bardziej przypomina focciatę, bo na grubym cieście i z małą ilością dodatków. Posmarowałam ją oliwą i ułożyłam  na wierzch plasterki gruszki oraz żółty ser pleśniowy. Upieczoną udekorowałam również roszponką. 
Tą focciatę piekłam aż po 4 dniach wyrastania ciasta, dlatego ma bardziej widoczne dziury w cieście. 



SKŁADNIKI( na 3 pizze o średnicy 25 cm, ja podzieliłam ciasto na 2 części, a nie 3):

ciasto:
  • 3 szklanki (465 g) mąki pszennej typ 550/650 lub włoskiej
  • 1 i 1/3 łyżeczki suszonych drożdży instant
  • 1 i 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżka cukru
  • 300 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • dodatki jakie dałam na pierwszą pizzę : konfitura z karmelizowanej cebuli, ser niedojrzewający z zielonym pieprzem, trochę startego sera żółtego, jajko na porcję, roszponka.  
1-5 dni poprzedzających pieczenie pizzy:
Do miski przesiewamy mąkę, dodajemy do niej sól, cukier i drożdże. Mieszamy łyżką dokładnie i wlewamy stopniowo wodę z oliwą, wyrabiając ciasto mikserem lub tak jak ja ręką. Gdy ciasto połączy się w jedną bryłę, wykładamy je na oprószoną mąką stolnicę, dłonie oprószamy również mąką i wyrabiamy ciasto do momentu aż będzie elastyczne, rozciągliwe i nie będzie kleiło się do rąk. Gotowe dzielimy nożem na 3 części, albo tak jak ja na 2. Każdą z nich wkładamy do (około 3 razy większego od kawałka ciasta) zamykanego pojemnika plastikowego lub tak jak ja do miski i przykrywamy szczelnie folią spożywczą.
Tak przygotowane ciasto wkładamy do lodówki na minimum 24 godziny, maksymalnie 5 dni. 

2,5 godziny poprzedzające pieczenie pizzy:
Ciasto wyjmujemy z lodówki, przekładamy delikatnie z pojemników do plastikowych misek i przykrywamy folia spożywczą( ja pominęłam ten krok ponieważ już miałam ciasto w misce wcześniej ). Zostawiamy ciasto na 2,5 godziny do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. 

1 godzina poprzedzająca pieczenie pizzy: 
Nastawiamy piekarnik na 250 stopni, od razu wkładamy do piekarnika kamień do pieczenia pizzy lub po prostu blaszkę. 

Pieczenie pizzy:
Stolnicę i dłonie oprószamy mąką, delikatnie wykładamy ciasto na środek stolnicy, obtaczamy z jednej i drugiej strony w mące. Ciasta nie zagniatamy tylko delikatnie rozciągamy od środka, następnie podnosimy do góry, rozkładamy na zaciśniętych pięściach skierowanych do góry i obracamy lekko rozciągając do otrzymania odpowiedniej średnicy i grubości pizzy. Ciasto wykładamy na kamień za pomocą łopatki do zsuwania pizzy lub na blaszkę, następnie układamy na cieście ulubione dodatki i wkładamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy około 8-9 minut (może trochę dłużej jeżeli robicie na grubym cieście). 

Smacznego:)









poniedziałek, 20 stycznia 2014

Konfitura z karmelizowanej cebuli

Już dawno upatrzyłam sobię tą konfirurę, ale zawsze jakoś nie było okazji, żeby ją zrobić. 
W tamtym tygodniu kupiłam w końcu ocet balsamiczny, bo zawsze tylko jego mi brakowało, resztę składników zazwyczaj mam w mieszkaniu. Więc, gdy już miałam pełną listę składników zrobiłam to cebulowe cudo z przepisu z bloga White Plate.
Gotową konfiture bardzo ciekawie wykorzystałam, ale o tym już w kolejnym poście albo w jeszcze następnym.  Tak czy siak do konfitury jeszcze powrócimy!
A teraz zapraszam na pajdę domowego chleba z serkiem z zielonym pieprzem prosto z Mlecznej Drogi i oczywiście z konfiturą ! :)
Swoją drogą Mleczna Droga ma przepyszne sery i jest tak blisko Lublina. Szkoda, że jest tak mała dostępność ich serów na terenie Lublina, zazwyczaj można je kupić od samego gospodarza. Czasami też w Zielonym Talerzyku są  (właśnie tam kupiłam). :)



SKŁADNIKI:
  • 6 łyżek oliwy
  • 5 czerwonych cebul, obranych i drobno posiekanych
  • 3 łyżki brązowego cukru (akurat nie miałam, więc zastaąpiłam białym)
  • 1 łyżeczka granulowanego czosnku
  • 100 ml wina (czerwonego lub białego)
  • 200 ml wody
  • 3 listki laurowe
  • sok z 1/2 cytryny
  • 4 łyżki octu balsamicznego
  • sól i pieprz
Oliwę rozgrzewamy w garnku. Dodajemy cebulę i dusimy na małym ogniu przez około 15 minut. Cebula ma być miękka. Dodajemy cukier i dusimy 3 minuty.
Nastepnie dodajemy czosnek, wino, wodę, listki laurowe. Dusimy na bardzo malym ogniu, aż woda wyparuje. Potrwa to około godziny. Cebula wtedy stanie się bardzo miękka.
Doprawiamy powstałą konfiturę sokiem z cytryny, octem balsamicznym, solą i pieprzem. 
Po 3 minutach zdejmujemy garnek z ognia, usuwamy liście laurowe i przekładamy konfiturę do słoiczków. Można zapasteryzować lub po prostu przechowywać w lodówce, powinna wytrzymać nawet kilka tygodni.
Podajemy ją do mięs, serów i do czego tam jeszcze chcecie :)

Smacznego:)



niedziela, 19 stycznia 2014

Ciastka czekoladowe z powidłami śliwkowymi

Dzisiaj krótko, tylko o ciastkach. I to mocno czekoladowych ciastkach !
Chrupiące na zewnątrz, lekko ciągnące w środku. Z dodatkiem powideł śliwkowych i dużą ilością czekolady.
Przepis zaczerpnęłam z Kwestii Smaku (tutaj).



SKŁADNIKI (około 20 ciastek):
  • 1 szklanka mąki razowej (użyłam pszennej)
  • 1/2 szklanki płatków owsianych
  • 1/2 szklanki migdałów mielonych
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 łyżka cukru waniliowego
  • 2 łyżki kakao
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • szczypta soli
  • 1/2 łyżeczki cynamonu
  • 100 g masła roztopionego i ostudzonego
  • 1 łyżka miodu
  • 1/2 szklanki powideł śliwkowych (użyłam domowych)
  • 1 duże jajko
  • 100-150 g posiekanej czekolady
Piekarnik nastawiamy na 175 stopni. 
W dużej misce mieszamy suche składniki. W oddzielnej misce miksujemy masło z miodem, powidłami i jajkiem. Dodajemy zmiksowaną masę do suchych składników i mieszamy do uzyskania jednolitej konsystencji, a na koniec dodajemy czekoladę i mieszamy jeszcze raz. 
Wykładamy papierem do pieczenia dwie blaszki, na każdej z nich układamy łyżką ciasteczka w sporych odstępach, żeby nam się nie zlały w całość podczas pieczenia. 
Wkładamy ciastka do nagrzanego piekarnika i pieczemy około 13-15 minut. Studzimy na metalowej kratce.

Smacznego :)




sobota, 18 stycznia 2014

Spaghetti z buraczanym pesto - III edycja "Lubelskiego Kociołka"

Tym razem w roli głównej burak. Długo się zastanawiałam co by z niego zrobić, żeby było pysznie i ciekawie jednocześnie. Natknęłam sie na ten przepis i powiem szczerze, że na początku nie byłam do niego przekonana, myślałam, że to nie będzie smaczne po prostu. 
Zaryzykowalam jednak i skorzystałam z przepisu, zmieniłam jedynie ilość składników na dwie porcje, a nie cztery i użyłam miagdałów zamiast orzechów włoskich. 
Jest to dość specyficzne w smaku spaghetti, ale naprawdę smaczne jak dla mnie, takie ciekawe, inne. 
Po przepisy z III edycji "Lubelskiego Kociołka" zapraszam też do dziewczyn:



SKŁADNIKI( 2 porcje):
  • 200 g makaronu spaghetti
  • 1 duży burak
  • 1 ząbek czosnku
  • 1/4 szklanki migdałów
  • około 1-2 łyżki startego sera typu parmezan (ja użyłam sera bursztyn)
  • sok z 1/4 limonki
  • oliwa z oliwek
  • sól i pieprz
Najpierw gotujemy buraka, nie obierając go ze skórki wrzucamy na wrzącą wodę. Gotujemy do miękkości, około 30 minut i studzimy.
W tym samym czasie gotujemy makaron wg przepisu na opakowaniu. 
Buraka obieramy ze skórki, kroimy na mniejsze kawałki i wkładamy do blendera razem z obranym ząbkiem czosnku, migdałami, łyżką oliwy i sokiem z limonki. Miksujemy na gładkie pesto i dodajemy ser, doprawiamy solą i pieprzem, a gdy jest za gęste dolewamy jeszcze oliwę.
Do makaronu dodajemy pesto i mieszamy. Możemy podać posypane startym serem i ozdobić dodatkowo kawałkami limonki. 

Smacznego :) 


piątek, 17 stycznia 2014

Słodko-słone herbatniki fistaszkowe

Już prawie o nich zapomniałam, były schowane jeszcze w listopadowym folderze ze zdjęciami. Czekały na swoją kolej, bo pożyczyłam akurat książkę z tym przepisem koleżance z uczelni. Gdy juz książka do mnie wróciła, całkowicie wyleciało mi to z głowy. Wczoraj dopiero zauważyłam, że nie ma ich jeszcze na blogu, więc prosze bardzo już są ! :)
Delikatne, maślane ciasteczka z solonymi fistaszkami w środku. Bardzo lubię takie słodko-słone smaki, chociaż w tych ciasteczkach tylko delikatnie wyczuwamy smak słony.
 Przepis pochodzi z książki Nigelli "Jak być domową boginią".



SKŁADNIKI:
  • 75 g brązowego cukru muscovato ( zastąpiłam zwykłym) + trochę na wierzch ciastek
  • 100 g miękkiego masła
  • 50 g margaryny
  • 1 duże jajko
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • 175 g mąki pszennej ze środkiem spulchniającym ( zastąpiłam 170 g mąki pszennej tortowej + 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia + 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej)
  • 125 g solonych orzeszków ziemnych
Piekarnik nagrzewamy do 190 stopni. Wyścielamy 2 blaszki papierem do pieczenia.
W dużej misce ucieramy cukier z masłem, margaryną, jajkiem i ekstraktem z wanilii. Dodajemy mąkę i orzechy, mieszamy do uzyskania jednolitego ciasta. 
Na przygotowane wcześniej blaszki nakładamy po łyżce ciasta w odstępach 5 cm. 
Dno szklanki smarujemy olejem lub stopionym masłem i zanurzamy ją w cukrze, następnie delikatnie spłaszczamy nią ciastka.
Wkładamy ciastka do nagrzanego piekarnika i pieczemy 8-10 minut, następnie przekładamy na metalową kratkę do przestudzenia.

Smacznego :)


Źródło:





środa, 15 stycznia 2014

Małdrzyki - serowe placuszki

Lubię śniadania, ale nie jakieś tam zwykłe kanapki. Moje śniadania muszą być różnorodne, nie monotonne, staram się codziennie wymyślać coś nowego, innego. Tak samo mam z innymi posiłkami.  Gdy, nadchodzi weekend przeglądam masę książek, magazynów kulinarnych, blogów i robię plan niemal, że na cały tydzień. Planuję śniadania, obiady, kolacje i dlatego nie mam problemu co ugotować kolejnego dnia. Po prostu zaglądam do kalendarza i jedyne co mi pozostaje zrobić to listę zakupów na kolejny dzień. 
Wiadomo, że nie zawsze wszystko mi się uda zrobić co sobie zaplanuję, czasami się natknę na taki przepis, że chcę go zrobić natychmiast i nie ważne, że nie mam go w planach, a innej potrawy w ogóle nie zrobię.
Planowanie posiłków jest pomocne przy organizacji własnego czasu, ale takie spontaniczne gotowanie też jest przyjemne, a może nawet ciekawsze, bardziej zaskakujące. 
A wy jak robicie, planujecie na cały tydzień czy z dnia na dzień gotujecie to co wam przyjdzie akurat do głowy ? A może tak jak ja ? :) Jestem mocno ciekawa.

Ten przepis był jednym z tych planowanych. Gdy, tylko zobaczyłam go na blogu Liski wiedziałam, że wypróbuję w najbliższym czasie i od razu wpisałam w kalendarz. Są to pyszne placuszki serowe, można nawet powiedzieć, że są to takie smażone serniczki. Nazywają się małdrzyki i smakują przepysznie, nigdy wcześniej nie jadłam podobnych. Podane z powidłami i posypane cukrem pudrem, już je uwielbiam:)


SKŁADNIKI( 2 porcje):
  • 250 g białego sera twarogowego
  • 1 duże jajko
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 30 g cukru pudru
  • 40 g mąki pszennej + troche do obtoczenia placuszków
  • 100 ml oleju roślinnego do smażenia (użyłam oliwy z oliwek) + 1 łyżka masła
  • do podania: ulubione dodatki ( ja np. podałam z domowymi powidłami śliwkowymi i cukrem pudrem)
Do miski wkładamy ser i rozgniatamy go widelcem, dodajemy jajko, cukier, wanilię i mąkę. Dokładnie łączymy ale nie miksujemy. Formujemy z powstałej masy serowej około 6-8 placuszków i obtaczamy je w mące.
Na patelni rozgrzewamy oliwę i masło, wkładamy placuszki na rozgrzany tłuszcz i smażymy 2-3 minuty z każdej strony. Odsączamy z nadmiaru tłuszczu na ręczniku papierowym. Podajemy z ulubionymi dodatkami.

Smacznego :)

czwartek, 9 stycznia 2014

Ciasto marchewkowe, bez jajek

Nigdy wcześniej nie robiłam ciasta marchewkowego bez jajek, aż wpadłam na  blog Green Morning i ten przepis, swoją droga przecudny blog. Na pewno nie będzie to jedyny przepis z jakiego skorzystam, bo jeszcze wyszukałam ciekawy przepis na sernik i wiele innych.
 To ciasto jest mniej puszyste bo bez jajek, ale za to bardziej wilgotne i aromatyczne. Warte wypróbowania moim  zdaniem.
Zrobiłam  z połowy porcji,  ale jak chcecie możecie podwoić składniki na ciasto i upiec dużą blachę marchewkowego.






SKŁADNIKI( na małą formę do babki lub małą tortownicę o średnicy 20 cm):
  • 1,5 szklanki mąki pszennej tortowej ( lub tak jak w oryginale: 0,5 szklanki mąki pszennej tortowej, 1 szklanka mąki krupczatki)
  • 1/2 szklanki brązowego cukru
  • 1 szklanka marchwi stratej na grubych oczkach
  • 1/2 szklanki ananasów z puszki, lekko zmiksowanech w blenderze
  • 125 g miękkiego masła lub margaryny
  • 2,5 łyżki mleka skondesowanego
  • 2,5 łyżki jogurtu naturalnego
  • 1/2 łyżki cynamonu
  • 1/2 łyżki przyprawy do piernika
  • 1/2 lyżeczki imbiru w proszku
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki sody oczyszczonej 
  • 1,5 łyżki soku z cytryny
  • skórka otarta z połowy cytryny
  • mała garść posiekanych orzechów włoskich (opcjonalnie)
  • kasza manna do wysypania blaszki
Piekarnik nastawiamy na 180 stopni.
Margarynę lub masło miksujemy z cukrem i mlekiem na puszystą masę, dodajemy po łyżce jogurtu ciągle miksując . Klejno wsypujemy proszek do pieczenia, sodę i wylewamy na nią sok z cytryny, ma się spienić. Mieszamy wszystko. Następnie dodajemy przyprawy, skórkę z cytryny, marchew i ananasa, dokładnie mieszamy.
Stopniowo dosypujemy mąkę i mieszamy łyżką, na koniec dodajemy orzechy. 
Formę smarujemy masłem lub margaryna i wysypujemy kaszą manną. Przekładamy do przygotowanej formy ciasto i wkładamy do nagrzanego piekarnika na około godzinę, pieczemy do suchego patyczka. 
Lekko studzimy ciasto w formie, po czym wyciągamy je. Podajemy posypane cukrem pudrem lub polukrowane.

Smacznego :)




poniedziałek, 6 stycznia 2014

Zupa krem z marchwi z pomarańczą i imbirem

Genialny jest ten kto wymyślił blender, nie wyobrażam sobie mojej kuchni bez niego. Przecież uwielbiam zypy krem!  Szczerze to chyba nie znajdziecie u mnie na blogu innej zupy niż w postaci kremu. 
Ta jest genialna! Musicie wypróbować! Idealna na chłodniejsze dnie, z rozgrzewającym imbirem i z chrupiącymi grzankami. Jedna z pyszniejszych zup jakie robiłam :) Skorzystałam z przepisu Pascala (klik).





SKŁADNIKI:
  • 1 kg marchwi, obranej i pokrojonej w półtalarki
  • 100 g masła
  • 2 cebule, pokrojone w drobną kostkę
  • 1 pomarańcza
  • świeży kawałek imbiru, około 4 cm, starty na tarce o drobnych oczkach
  • 1,5 litra bulionu drobiowego lub warzywnego
  • kilka kromek zwykłego chleba (ja użyłam orkiszowy)
  • garść drobno posiekanej natki pietruszki ( w oryginale była kolendra)
  • pieprz i sól, swieżo mielone
  • 2 szczypty kminku
  • 150 ml śmietanki 30 %
  • 5 łyżek oliwy z oliwek
W garnku rozgrzewamy 2 łyżki oliwy z oliwek, następnie dodajemy 60 g masła. Na rozgrzany tłuszcz wrzucamy drobno posiekaną cebulkę, smażymy do zeszklenia. Dodajemy kolejno marchew pokrojoną w półtalarki, starty imbir i kminek. 
Skórke pomarańczy ścieramy na tarce, wyciskamy do garnka sok z pomarańczy i dorzucamy startą skórkę. Mieszamy, zeby wszystko przeszło smakiem pomarańczy. Wlewamy do garnka bulion, doprowadzamy całość do wrzenia i gotujemy około 15 minut, aż marchew będzie miękka. Zmniejszamy ognień i miksujemy zupę za pomocą blendera. Po zmiksowaniu ponownie podgotowujemy. 
Na koniec dodajemy 150 ml śmietanki, doprawiamy solą i pieprzem. 
Teraz robimy grzanki: Odkrawamy z kromek chleba skórki, miąższ kroimy w kostkę. Na patelni rozgrzewamy 3 łyżki oliwy z oliwek, następnie dodajemy 40 g masła. Wrzucamy pokrojony chleb na rozgrzany tłuszcz. Smażymy mieszając, żeby grzanki były równomiernie usmażone i chrupiące.
Natkę drobno siekamy i dodajemy do grzanek, doprawiamy odrobiną soli i pieprzu.
Zupę podajemy na ciepło posypaną grzankami, ewentualnie dekorujemy swieżą natką.

Smacznego :)







niedziela, 5 stycznia 2014

Ulubione śniadanie, owsianka

Moje święta nie należały do najprzyjemniejszych, ostatnio Wam o tym trochę pisałam. Wczoraj w końcu wróciłam do Lublina i  cieszę się bardzo. Mam ogromne plany na 2014, trochę postanowień i może jakieś zmiany. Przede wszystkim chce się w końcu cieszyć życiem i mieć mniej zmartwień niż dotychczas. Mam nadzieję, że się uda :)
O śniadaniach nie wiele jeszcze pisałam od kiedy założyłam bloga. Jakoś rzadko robię zdjęcia przy śniadaniu, bo zazwyczaj sie śpieszę na uczelnie albo gdzieś...  Dzisiaj akurat miałam trochę czasu, boweekend i jeszcze mam całe mieszkanie dla siebie. Rano zrobiłam sobie na śniadanie to co lubię najbardziej czyli owsiankę, chwyciłam za aparat żeby zrobić jakieś proste zdjęcie i sie zaczęło... wpadłam w szał fotografowania jak zwykle. I tak oto powstał ten post śniadaniowy:)
Tak sobie myślę, że może będę częściej takie posty dodawać. Co Wy na to ?
Jeżeli chodzi o owsiankę to najbardziej lubię prostą, taką na mleku z małą ilością dodatków. Do tej akurat dodałam odrobinę masła, posypałam cukrem i dodałam małą garść suszonej aroni. Zamiast cukru zazwyczaj daję miód, ale akurat nie miałam.


SKŁADNIKI (na jedną porcję):
  • 50 g płatków owsianych błyskawicznych
  • 200 ml mleka
  • szczypta soli
  • dodatki dowolne, np. łyżeczka masła, 2 łyżeczki cukru lub miodu, suszone owoce (np. aronia)
Do rondelka wsypujemy płatki, zalewamy mlekiem i lekko solimy. Całość podgrzewamy na niewielkim ogniu do momentu, aż zacznie się gotować. Zdejmujemy wtedy rondelek z palnika i przykrywamy pokrywką. Zostawiamy na 5 minut. Gotową owsiankę przelewamy do miski i dodajemy do niej to co lubimy. 

Smacznego :)